*Tu powstaje "Chez Lager"*

[Bright Beer]

-Pierwszą noc... To było już po porodzie. - Powiedziała cicho Beer, przypominając sobie to. Zasnęła, zmęczona, obudziłą się przykryta kocem. To było... Normalne. Spokojne. Miłe.
- Sweet sobie doskonale poradzi. Wierzę w nią. - Powiedziała i spojrzała mu w twarz. Uśmiechnęła się, uniosła nieco i wpiła się w jego wargi, całując namiętnie.

[Black_Gallant]

- Mmmm... Kochanie

Zareagował natychmiast i z pełną premedytacją. Objął ją, położył pod sobą i zaczął łapczywie, namiętnie całować. Karesował jej zadek i przeczesywał kopytkiem jej loki. Po chwili zaczął też kiziać jej rozpostarte skrzydła jednocześnie całując ja w usta, szyję, obojczyk, pierś, brzuch... I coraz niżej i niżej.

[Bright Beer]

-Mmmmm.... Blacky... - Jęknęła cichutko Beer, gdy usta ogiera błądziły po jej ciele. Tęskniła za tym, a dawno już nie miała okazji do podobnych pieszczot. Rozpostarłą skrzydła jak najszerzej, domagając się jak największej uwagi dla nich. Miała nadzieję, że szybko będzie w stanie odwdzięczyć się za to Blackowi, i że dzieci się nagle nie obudzą.

[Black_Gallant]

I już po wszystkim... Krztusiła się. Czuł się jak szmata.

- D... Dobrze... Dobrze kochanie... Ja... ja przepraszam... Ja... Um... To się już... Już się nie powtórzy... Przysięgam.

Zaczał się tłumaczyć, głos mu się łamał... Czyżby tracił "to coś" co zawsze w sobie miał? Spuścił głowę i odwrócił się od niej. Czemu ostatnio tak bardzo zawodził? Czemu wszystko mu nie wychodziło jak należy? Poszedł do łazienki i zmył swoje przebranie Mare'alta. Odpiął przedłużenie grzywy i wyjął szkła kontaktowe. Wyglądał znowu jak stary on. Stary, zeszmacony on. Długo patrzył i patrzył na siebie w lustrze, nie mogąc uwierzyć, że to wciąż jest on.

[Bright Beer]

Nawet jej nie próbował pomóc, no coś takiego. Gdy skończyła już kaszleć stanęła niezbyt pewnie na czterech kopytach i poszła do łazienki. Odsunęła tam niezbyt delikatnie Blacka od umywalki i zaczęła płukać usta i twarz. Dopiero teraz powoli się uspokajała. Przytuliła delikatnie narzeczonego, gdy się wytarła.
-No, nie przejmuj się... Ważne że ci się podobało. - Powiedziała łagodnie, głaszcząc go po grzywie.

[Black_Gallant]

- Jesteś dla mnie za dobra... Powinnaś mnie teraz stłuc.

Powiedział smutno, ale czule ją ucałował.

- Jeszcze raz cię przepraszam... Chyba wyszedłem z formy. Będzie trzeba nad tym popracować, ale jak już dojdziesz całkiem do siebie po porodzie, dobrze?

Powiedział nieco niepewnie, głaskając jej grzbiet i zahaczając o skrzydełko, nie tyle podniecająco, co czule i uspakajająco.

[Bright Beer]

Stuknęła go lekko kopytem w bok, a potem drugi raz.
-Stłukłam cię. - Oświadczyła poważnym tonem i przytuliła go mocno. Doceniła też, że ją pocałował, nawet pomimo tego co przed chwilą robili.
- I zgadzam się. Dzisiaj to nie było... tak przyjemne jak miałam nadzieję. Naprawdę chciałam, ale... - Wzdrygnęła się lekko.

[Black_Gallant]

- Rozumiem cię kochanie... Wciąż jest jeszcze za wcześnie po porodzie ale bardzo chciałaś mi zrobić przyjemność... Ale nie katuj się mną, ja nie uschnę. Kocham cie i to jest najważniejsze, seks, to tylko fajny dodatek, co nie?

Pogłaskał ją i wciąż chichotał od tego, ze go parę razy stuknęła. Przytulił ja najczulej jak umiał i pocałował w uszko.

- Jeszcze będziemy mieli wiele niezapomnianych chwil i szalonego seksu. Obiecuję ci.

[Bright Beer]

- Co do szalonego seksu... Wciąż mam te kajdanki i opaskę. Trzymam cię za obietnicę. - Zachichotała lekko. Miała nadzieję, że dzisiejsza próba nie zniechęci jej do tego. Szkoda by było Blacka.
-I, skoro już jest po porodzie i mamy załatwioną opiekunkę dla dzieci, może przejdziemy się jutro zobaczyć suknie ślubne? A teraz położymy się spać? - Zaproponowała. Nie mogła się doczekać wzroku Rarity.

[Black_Gallant]

- Oczywiście, ale ostateczny projekt sukni musisz już wybrać sama. Pecha przynosi, jeżeli pan młody dojrzy suknie panny młodej przed ślubem.

Zachichotał i pocałował ją bardzo czule w usta.

- Jutro. Oddamy dzieci do żłobka i pójdziemy. A teraz... Chodźmy do naszej alkowy rozkoszy... I zasłużonego, długiego, smacznego, snu...

Mruknał przyjemnie i zaprowadził ja do sypialni.

[Bright Beer]

-Oczywiście. Chyba nikt nie chce byś miał pecha, prawda misiu? - Też zachichotała lekko, dając się prowadzić do sypialni. Położyła się od razu i, po zamknięciu oczu, prawie natychmiast zasnęła.
Obudziła się rano, przed Blackiem, i mimo ogromnej pokusy poleżenia jeszcze chwilę, wstała by przygotować mężowi śniadanie. Dzieci też spały, miło.

[Black_Gallant]

Black zbudził się dość późno. Plecy nie bolały go już wcale. Jakkolwiek cieszył się z tego faktu, zmuszony był też wrócić do pracy. Z jednej strony to dobrze, wracał do codzienności i będize widział piękną klacz-szefową... Z drugiej strony oznaczało to mniej widzenia się z dziećmi i z Beer, a to go wcale a wcale nie pocieszało. Obmył twarz, dokonał porannej higieny, nastepnie zaś poszedł zajrzeć do dzieci, kiedy jego kochanie uwijało się w kuchni.

Przewinął malcom pieluszki. Aż się dziwił jak maleństwa mogły się ubrudzić i nie płakać, ale widać były takie dzielne po swojej mamusi. Zabrał oboje, trzymając je ostrożnie w kopytkach, i poszedł do jadalni. Posadził je przy specjalnym krzesełku dla dziecka. Oboje byli na tyle mali że pasowali jak ulał we dwójkę i nie mogli łatwo wypaść. Sam poszedł do kuchni i pocałował czule w policzek swoją przyszłą żonę.

- I co tam wspaniałego pichci moja przepiękna królowa?

Zaszeptał jej do ucha, tuląc ją.

[Bright Beer]

-Jajecznicę. - Odpowiedziała pogodnym tonem widząc, jak Black ładnie zabrał się za dzieci. Szkoda że je obudził, ale widocznie tak musiał zrobić. Pewnie zaraz pójdą do tego żłobka... Przełożyła jajecznicę na talerze i zaczęła przygotowywać mleko dla dzieci.
-Smacznego kochanie. Smacznego skarby. - Powiedziała łagodnym tonem, karmiąć dzieci z butelek.

[Vermouth]

Vermouth naprawdę dobrze dzisiaj spał, nawet nie chciało mu się narzekać, gdy tata go obudził by zmienić mu pieluszkę. Nieco zaspany pomachał kopytkami, półprzytomnie próbując dorwać swojego misia, ale zamiast tego został usadzony w krzesełku i nakarmiony przez mamę mlekiem. Łykając mleczko spojrzał na mamę z miłością i kompletnym brakiem przytomności. Nawet gaworzyć mu się nie chciało.

[Haramu]

Haramu spała co najmniej równie dobrze jak braciszek, a może nawet i lepiej. Łóżeczko było dużo wygodniejsze niż to, które miała u "starej" mamy, do tego zmieniono jej pieluszkę prawie od razu jak się zmoczyła, a nie kiedy zaczynała powoli sama jej spadać z zada. Ha, nawet ją nakarmiono! Była wręcz zszokowana. Wypiła grzecznie mleczko i uśmiechnęła się do taty i nowej mamy.
-Da! - Wyrzuciła z siebie na rozwinięcie dyskusji.