Park

[Reetmine]

Nie chce mi się przelogowywać, więc Sombra.

- Nawet nie wiesz jak mnie to raduje. - Odrzekł chłodnym tonem do niego, zauważając zmianę. "Oho, zaczęło się. Ciekawi mnie kiedy zrobi coś takiego za co kuce będą chciały go wybatożyć. Może nawet nie ja będę musiał go zabijać, zrobi to tłum z widłami i pochodniami". Zaraz potem jakby się uspokoił, może walczył z tym. Drugie imię kojarzył, pierwsze nie.
- Fate sam bym z chęcią znalazł, nie zdziwiłbym się gdyby była z resztą grupy chcącej jego powrotu. Prędzej czy później ją spotkasz. Jak to jest zabić alicorna? - Zrobił udawane przejęcie przekręcając głową na boki, aż kopyta przystawił do twarzy, ale zaraz wrócił do normy. - Ogniem i mieczem, on w przeciwieństwie do Luny i Celestii jest śmiertelny. Dwa ciała... jeśli znalazł kogoś, kto również miał jego część, to może mieć. I tak będzie chciał twoje, w nim jest właściwa esencja.

[Shadow Sky]

- Znajdę go i usunę z tego świata. - Shadow zmrużył gniewnie oczy. - Mam pieprzony tytuł szlachecki i wygrałem w walce diabelnie ostry miecz. Nawet nie wie co go trafiło. - Zacisnął mocno zęby, czuł, że znowu go ogarnia ta euforia. - Szlag by to.... Nie wiesz gdzie jest Fate? Miałem nadzieję, że jesteście jakoś powiązani. Twoi agenci nie mogą jej znaleźć? - Uniósł oczy ku niebu.

Sombra
- Fate już nie jest w wywiadzie, szukamy jej. Początkowo zdradzała dając informacje Germaney, myślałem że robi to dla siostry, ale jak widać sama miała inne plany. Jest wrogiem i zostanie ukarana. - O tak, żałował że nie miał jej bardziej na oku, niestety dowiedział się o tym gdy ta już zdołała się ukryć. Trochę minie czasu nim wpadnie na jej trop. Mieczem się nie przejmował, a tym bardziej jego tytułem szlacheckim który ten będzie zawdzięczał tylko ślubowi jego córki z ojcem pegaza.
- Nie poinformowałem o tobie księżniczek. Celestia zniknęła, u rządów jest Luna, ale to sprawa niejawna. Jeśli ktoś coś szykuje ma teraz najlepszą sytuacje, żałuje że sam nie mogę czegoś zrobić.

Shadow:
Shadow miał sporo do zastanowienia się. Fate zdrajczynią... Szlag, jedną z rzeczy jaka go powstrzymała przed próbą pomocy Spiral była wiara, że Fate jest oficerem państwowym.
- Chwila, nie ma Celestii? Nie wiem czemu ale byłbym pewien, że w takiej sytuacji byłbyś pierwszy do knucia przeciwko drugiej z sióstr. - Zdziwił się,... a może faktycznie knuł? - A może Luna byłaby mi w stanie pomóc? Sama miała spore problemy.

[Sombra]

- Nie ma Celestii. Knułbym gdyby nie jakiś palant z przyszłości, gdyby przyszło co do czego wolę by na pierwszy ogień poszły księżniczki. Zresztą mnie na pewno będzie chciał się pozbyć, dlatego muszę się nim zajmować. - Tutaj akurat był szczery, co do Luny wątpił, ale z Celestią wiedział, że ta na razie nic mu nie zrobi, nie gdy jest, według niej, "słaby". Z nimi miał spokój, nie liczył że dogadałby się z ich wujkiem czy kim ten był. Nie chciał być jego sługą. Bo za sługę księżniczek się nie uważał, działał na własne kopyto.
- Oczywiście możesz iść do Luny, na pewno ci pomoże, doradzi i pewnie też przytuli.

[Shadow Sky]

- Od tulenia do seksu niedaleka droga... Ale zrozumiałem ironię, dziękuję. Chociaż ten zad... - Rozmarzył się Shadow. Zerknął na Sombrę. - A może by tak poszaleć w Kryształowym Imperium? Jestem pewien, że potrafiłbyś zrobić użytek z opętanego pegaza umiejącego walczyć w swojej dziedzinie królewskiej. - Rzucił z głupia frant.

[Sombra]

- Jak chcesz możesz się do niej zgłosić, nie moje życie. Mnie zależy tylko by ten alicorn był z powrotem zimny, nie zawaham się z niczym by się go pozbyć. - Tutaj spojrzał wymownie na Shadowa. - Z niczym. Nie potrzebuje ciebie do spraw w Kryształowym królestwie, biorąc pod uwagę kogo w sobie masz mogło by to zniszczyć moje przyszłe... przeszłe... moje włości. Jeśli już masz gdzie szaleć to tutaj. Wspomniałeś o jakiejś Spiral, kto to taki.

[Shadow Sky]

- I bardzo dobrze że to nie twoje życie, starczy mi już, że żyje we mnie jakiś popieprzony alicorn... - Głowa zatętniła bólem i rykiem. Shadow chwycił się za nią, starając się przetrzymać ten nagły atak słabości. Zapamiętać... NIE obrażać go. Podniósł się, osłabiony. - Szlag by to... Spiral to... nieumarły changeling. Wampirzyca. Ma w sobie część esencji... a ją samą przejęła Fate.

[Sombra]

- A, więc to jest ta którą Fate pochwyciła, coś o tym mówiłeś. Cóż, jeśli ma w sobie część jego esencji znaczy to, że alicorn już może być żywy. Częściowo... - W sumie tak źle nie było, zawsze dodatkowe informacje. Nie ma wiedzy która nie byłaby potęgą, a wpadł mu do głowy dosyć trywialny plan.
- Sprawa prosta Shadow, wystarczy że zabijesz tego alicorna który jest w tej wampirzycy, o ile jest, i jego esencja powinna zniknąć. Jeśli jest już tutaj materialnie, fizycznie, można go zniszczyć. Wtedy powinieneś się od niego uwolnić.

[Shadow Sky]

Shadow położył uszy po sobie.
- Tak, genialny plan... Ale nie chcę jej zabijać. Nie wiem czy bym potrafił... Szlag by to. - Wstał z miejsca gdzie siedział. Pokręcił lekko głową, by poczuć znowu zdrętwiały kark. - Ale my tu rozmawiamy, a późno się robi. Chyba już nic na razie nie mamy do omówienia, prawda? - Zapytał. Chciał na chwilę wpaść do ojca...

[Sombra]

- Trudno, nie masz wyboru. Nie przytrzymuje cię, możesz iść gdzie chcesz, byleby ktoś ciebie nie porwał. Postaram się coś zrobić w tej sprawie, ale jeśli nie będzie innego wyjścia nie zawaham się ciebie pozbyć, pamiętaj o tym. Nie mam zamiaru spotkać wściekłego alicorna w pełni sił. - Rzucił mu beznamiętne spojrzenie, pegaz mógł dojrzeć, że ten nie rzucał słów na wiatr. Przynajmniej był wobec niego szczery.

[Shadow Sky]

-Dziękuję... wasza wysokość. Ufam panu. Do zobaczenia. - Rzucił Shadow, odchodząc. Miał na sobie dwa miecze, łuk, dmuchawkę... Czuł się nieco przytłoczony. Wolał jak najszybciej coś odłożyć, najlepiej gdzieś niedaleko, najlepiej... W domu od ojca. O tak, jak miło. Wpadnie do staruszka, zobaczy co u niego, może poderwie tą jego nową klacz...

[z/t]

[Sunrise]

-Tia, to może chodźmy do mnie, co?- zapytał Sun, przeglądając się całej rozmowie. Wyglądała ona dosyć... Ciekawie. Mroczny i pewnie były władca, rozmawiając z kimś, kto wyglądał jak najemnik.
-Dobra tam. Idziemy? Mieszkam niedaleko. Ale ostrzegam: to dosyć nieciekawa okolica.
Z/t

[Luei]

Devil Moon leciała właśnie nad Ponyville, kiedy zobaczyła Park. Postanowiła odpocząć chwilę i wylądowała na zielonej trawie. Rozejrzała się dookoła. Nie widząc niczego niepokojącego, odetchnęła z ulgą. Pokłusowała do ławki stojącej niedaleko i usiadła na niej. Czuła, jak ogarnia ją senność...

[Willow Bark]

Willow wbiegła do parku bacznie się rozglądając. Nigdzie w mieście nie widziała Tali, najwidoczniej ta akurat udała się na kolejną ze swoich dzikich przygód. Nie mogła mieć jej tego za złe, przecież tak czy siak nie miała z nią kontaktu przez dłuższy czas. Skoro jej tu nie było, miała nadzieję zdobyć chociaż malutką poszlakę odnośnie dzieci. Może udało im się uciec z lasu? Wątpliwe, ale po nich mogła się spodziewać wszystkiego.
Zrezygnowana przysiadła pod drzewem. Może kuce miały rację. Może maluchy były martwe. Pegaz była fatalną matką i nawet fakt bycia porzuconą i dziką jej nie usprawiedliwiało. Podrapała się kopytkiem po grzywie, a z tej wysypało się kilka gałązek. Cała ta sytuacja zbyt przytłaczała jej mały rozumek.

[Azure Dawn]

Gdzieś się znajdował - To stwierdzenie było dość adekwatne do pojęcia jednoroga o aktualnym położeniu. Cholera, znowu zmiana wymiaru. Ok, ok, może fajnie czasem popatrzeć na flamingi skaczące z klifu czy inne dzikie węże walczące na poroża, ale powoli zaczynało go to już męczyć. No, wiecie... Co jak co, ale wieczna tułaczka po zakątkach innego wymiaru potrafi być zdeczka nużąca, chciałby z powrotem wrócić do materialnej postaci i... i... Co właściwie robią materialne postacie? Kurcze, już zapomniał... Spojrzał w dół i nagle odskoczył z krzykiem:
-Aaaa! Odnóża! Co to jest?!
Cóż, może odnóża to nie najlepsze określenie tego co miał pod sobą... Prędzej nazwałbym to kopytami -Podpowiedziało mu coś w jego głowie. Zauważywszy, że nieopodal znajdowała się gleba (Była nawet trawa!), stwierdził, iż nie jest to zbyt dogodna do obserwacji pozycja i wstał. Ledwo utrzymał się na od... kopytach. Jak do licha ciężkiego się na tym poruszało?! Chwila... Ok, już stoję... Rozejrzał się po okolicy. Oprócz posiadania ciała (Przynajmniej kopyt ), zauważył jeszcze coś, co odróżniało ten wymiar od innych. Dziwaczne stworzenia. Spojrzał na swoje odnó... kopyto znaczy się. Potem zerknął na losowego znajdującego się nieopodal osobnika... Podobne, niemalże takie same, jedynie kolor znacząco się różnił. Czyżby to oznaczało, że zmienił się w jednego z nich? Niee... To tylko jakieś haluny czy inne faty-morgany, zapewne nie zareagują w ogóle na fakt jego istnienia, ale raz się egzystuje w danym wymiarze (Tak, to miała być bardzo nieudolna pseudoparodio-przeróbka powiedzenia "Raz się żyje") , więc nie zaszkodzi spróbować.
Podszedł więc do znajdującego się nieopodal osobnika (a nie, chwila... To chyba była klacz, czy... teges) o brązowym umaszczeniu i grzywie kolorem przypominającej mu listowie... Tych, no... Tego... Drzew, czy coś w podobie. (Swoją drogą klacz siedziała pod jednym z nich). Zagadał bez ogródek (W końcu... To tylko kolejny wytwór dziwacznych, innych wymiarów - jak to zwykł je określać zanim jeszcze zapomniał co to sformułowanie właściwie znaczyło)
-Pżebrrszam, jak śjem nazywa ten, no... Wasz wymjar? - Jego ton brzmiał trochę jakby się nawąchał tych... yyy... Marichuaninów, czy innych kocimiętek. Po chwili jeszcze dodał:
-Aaa... I jeżdże jedno: Myćje tu jakomś herbatę albo inne zioło?

(Jebłę tasiemca na powrót... Teraz czekam na puchar niczego za to niebywałe osiągnięcie)

[Roskow]

Roskow poszedł do parku dość okrężną drogą bo średnio znał miasteczko. Wynikiem tego było że biedna Willow przyszła tam pierwsza i trafiła na świra. Podszedł do nich szybko i postanowił pomóc. Chłopaczek wyglądał na nawalonego, ale na bank nie od alkoholu. Pomyślał podać prawdziwe informacje żeby załagodzić sytuację.
-Wymiar? 456bg, tak zwana Equestria, sąsiednia do 456bh, zwanej Walcem Obrzeżnym Materiałowym. A co do ziół nie powiem panu, bo niestety się na tym nie znam. Ja tylko prostym mechanikiem kwantowym jestem.