Park

[Black Arrow]

- Gdyby si? uprze? i zdoby? informacje, to dosz?oby si? do wniosku, ?e wszystkie kuce w Manehattan s? ze sob? spokrewnione. Co? w stylu "zachowania czysto?ci krwi".- Za?mia?a si? na my?l o tamtejszych sztywniakach. Oni nic, tylko staraj? sta? si? popularnymi w towarzystwie. Na innych patrz? z góry i uwa?aj? za gorszych. Jednak Sal nie wydawa?a si? by? taka, jak tamci. Gdy us?ysza?a wypowiedz klaczy, stan??a jak wryta i patrzy?a to na ni?, to na zdj?cie.
- Jeste? pewna? To by by?o dosy?... nietypowe.- Odpowiedzia?a niepewnie.

[Sal Ghatorr]

Kolejne fakty wskakiwa?y na miejsce w umy?le Sal. W sumie to chyba ten krewniak zosta?.... Zamordowany? Dowiedzia?a si? o tym chyba przypadkiem, z jakiej? gazety, gdy jej matka uparcie wmawia?a jej, ?e "wujek umar? z ?alu za ?on?". Zerkn??a raz jeszcze na zdj?cie i dowód, wygl?da?o na to, ?e w?a?nie rozwi?za?a ma?? zagadk? kryminaln?. By?a pewna, ?e zna oblicze ogiera na zdj?ciu, a na dowodzie matki Arrow tkwi?o nazwisko "Teksa", panie?skie od jej matki.
-Znaczy, pomijaj?c to, ?e takie spotkania s? tylko w ksi??kach... Jestem pewna. - Powiedzia?a, ukrywaj?c te kilka ponurych, kryminalnych faktów przed Arrow. Skoro nie by?a wychowywana przez morderczyni?, to nie musi wiedzie? o kilku czynach swojej matki.

[Black Arrow]

Arrow nigdy nie my?la?a zbytnio o swojej rodzinie. Uwa?a?a, ?e skoro sobie j? olali, to nie ma wobec nich ?adnych zobowi?za?. Nie zamierza?a jednak znienawidzi? Sal tylko dlatego, ?e jest spokrewniona z tymi szlacheckimi ba?wanami. Sama nigdy by si? do nich nie przyzna?a, ale obecna sytuacja by?a inna. Westchn??a cicho i odrzek?a spokojnie do nowo poznanej kuzynki.
- To do?? trudne do zrozumienia. Ale je?li na prawd? jeste?my spokrewnione... To raczej nie ma w tym nic z?ego.-Po chwili niepewno?ci, ponownie u?miechn??a si? da Sal.
- Przyda?oby si? troszk? nadrobi? stracony czas. Mo?e pójdziemy na jakie? ciastka?- Zaproponowa?a.

[Sal Ghatorr]

Oferta ciastka nie brzmia?a nawet ?le, zw?aszcza ?e niedaleko by?o Sugarcube Corner, gdzie serwowano babeczki malinowe tak pyszne, ?e mo?na by?o si? w nich zakocha? (gdyby, oczywi?cie, serce Sal nie by?o akurat zaj?te tylko przez Silenta)... Ach, szlag, ma przecie? i?? do dentysty, s?odycze odpadaj?.
-Przykro mi, planuj? i?? dzi? do dentysty, nie mog? je?? s?odyczy. - Odpowiedzia?a z zmartwieniem w g?osie, zastanawiaj?c si?, co w takim razie mo?na zrobi?. - Chyba nie kojarz? innych miejsc gdzie mo?na by i??. Mo?e si? przejd?my na targ? Zanim dojdziemy mo?e co? wymy?limy.

[Arientar]

Arientar postanowi? przej?? si? po Ponyville. Po pewnym czasie wst?pi? do parku i powoli spacerowa?, a? natkn?? si? na Black Arrow rozmawiaj?c? z jak?? nieznan? mu klacz?.
- Cze?? Arrow, kochanie! - powiedzia? weso?o, ca?uj?c fioletow? klacz w policzek. Po czym spojrza? na jej towarzyszk?, uk?oni? si? uchylaj?c czapki i weso?ym tonem z u?miechem na ustach przedstawi? si?:
- Dzie? dobry, jestem Arientar, tutejszy kowal. Z kim mam przyjemno?? si? zapozna??

[Black Arrow]

Nie zamierza?a Sal do niczego zmusza?, wi?c tylko przytakn??a jej i spróbowa?a wymy?li? co? innego. Targ by? troch? nudnym miejscem. Przez chwil? rozgl?da?a si? wokó?, by wpa?? na jaki? pomys?, gdy nagle dostrzeg?a Arientara. Szed? w ich stron?, jak zwykle z u?miechem na ustach. U?miechn??a si? do niego i wskaza?a kopytkiem towarzysz?c? klacz.
- To jest Sal Ghatorr. Pochodzi z Manehattan i jest... moj? kuzynk?.- U?miechn??a si? do ogiera. By?a szcz??liwa, ?e go widzi, cho? ostatnie zdarzenia troch? j? zbi?y z rytmu. Zamierza?a mu zaproponowa? wspólne wyj?cie do jakiego? przyjemnego miejsca. Nietaktowne by jednak by?o sko?czy? nagle rozmow? z Sal. Mog?aby si? poczu? zbywana.
- A kiedy masz wizyt? u dentysty? Bo mo?emy pój?? na ciastka pó?niej.- Spyta?a si? klaczy.

[Sal Ghatorr]

My?l, my?l, my?l.... Ha! Pomys?! Przecie? chcia?a i?? do dentysty z Silentem. Silenta nie ma, wi?c zamiast i?? sama poczeka na niego, a teraz pójdzie z now? kuzynk? na ciastka. By?o to o tyle wa?ne, ?e na ofert? przej?cia si? po targu Arrow nie zareagowa?a zbyt entuzjastycznie, a i Sal nie mia?a ochoty na zakupy. Gdy przyszed? do nich ogier, najwyra?niej ten o którym mówi?a Arrow, Sal by?a ju? zdecydowana.
-Mi?o mi ci? pozna?. - U?miechn??a si? do niego mi?o, gdy kuzynka przedstawi?a j?. - I w sumie rozmy?li?am si? z dentyst?, mia?am tam i?? z moj? drug? po?ow?, wi?c poczekam po prostu na niego. B?dzie mia? niespodziank?, jest pewien ?e zdecydowa?am si? i?? sama a jego zostawi? w spokoju. - Zachichota?a lekko, wyobra?aj?c sobie min? Silenta. No nic, najwy?ej pójd? razem, ale tylko ona trafi do gabinetu, pirat mo?e j? po prostu zaprowadzi? na miejsce. - Wi?c mam czas do ko?ca dnia. Kiedy tam idziemy? - Zapyta?a. Domy?la?a si?, ?e Arrow pewnie by chcia?a pogada? chwil? z Arientarem, wi?c chyba najlepiej by?oby ich zostawi? samych.

[Arientar]

- Zawsz? ciesz? si? z nowo poznanych przyjació? - powiedzia? pegaz, po czym gdy us?ysza? o niespodziance, jak? Sal szykowa?a dla swojego bogdanka, u?miechn?? si? - Widz?, ?e masz poczucie humoru. To bardzo pozytywna cecha. Lubi? kucyki, które umi? zrobi? komu? kawa?.
Gdy us?ysza? ostatnie pytanie zadane przez Sal. Nie do ko?ca wiedzia?, o co jej chodzi?o, wi?c spojrza? niepewnie na Arrow i si? zarumieni?:
- Kurcze, mam nadziej?, ?e wam w niczym nie przeszkodzi?em. Je?li jednak tak si? sta?o, to przepraszam. - powiedzia? to swoim weso?ym tonem, chocia? mo?na by?o w nim wyczu? nutk? zmieszania.
Po mimo swojego ?artobliwego podej?cia do ?ycia nie lubi? niszczy? komu? planów przez przypadek, nie wiedz?c o nich. Co innego zgrywa? si? z przyjacielem, je?li wiesz co chce zrobi?, a co innego zrujnowa? komu? spotkanie z przyjacielem lub przyjació?k?.
Arientar czeka? wi?c na odpowied?, która rozwia?aby jego w?tpliwo?ci.

[Black Arrow]

- Mogliby?my nawet teraz, je?li chcesz.- Zwróci?a si? do Sal, po czym odpowiedzia?a na s?owa Arientara.
- Oczywi?cie, ?e nie przeszkodzi?e?. Nawet mi?o by by?o, gdyby? wybra? si? z nami. Idziemy na co? s?odkiego do Sugarcube Corner.- U?miechn??a si? do niego. Sp?dzanie czasu w mi?ym towarzystwie by?o odpowiednim sposobem na sp?dzenie reszty dnia. Siedzenie samotnie w domu i ws?uchiwanie si? w cisze by?o denne.

[Sal Ghatorr]

Dobrze, ?e wzi??a z sob? sporo pieni?dzy, sta? j? b?dzie na postawienie kuzynce i Arientarowi czego? dobrego. "No, wreszcie pozna?am klacz, która nie ma problemu z ogierami" stwierdzi?a jeszcze, przypominaj?c sobie smutne losy SeaCoast, Willow czy Tolimiry.
-To chod?my! Ja stawiam! - Powiedzia?a rado?nie, robi?c ju? kilka kroków w stron? przybytku rozkoszy i próchnicy. "Chwilka, kowal?" przypomnia?a sobie zawód od Arientara. W sumie przyda?oby si? co?, co by mog?o zarówno by? ozdob? pokoju jak i jak?? ochron? na obrze?ach, w ko?cu czasy s? do?? niebezpieczne... - Wykuwasz te? bronie? Ostatnio my?la?am nad jak?? szabl?, dla ochrony i ozdoby. - Zapyta?a Arientara, id?c obok niego.

[z/t]

[Arientar]

- Je?li tylko co? jest z metalu, mog? to wyku? lub obrobi?. - powiedzia? weso?o pegaz - Bro?, podkowy, ozdoby, narz?dzia, urz?dzenia... Do wyboru, do koloru - po tych s?owach si? u?miechn??.
- Za to ci??ko mi uwierzy?, ?e obie jeste?cie spokrewnione z rodzin? Ghatorr. - kuc by? wyra?nie zdziwiony - Mai??m "przyjemno??" z nimi rozmawia?, straszni z nich sztywniacy. - pegaz spojrza? na Sal, po czym doda? - Bez urazy, nie chcia?em obra?a? twoich bliskich. Czasami za du?o gadam.
Arientar ruszy? wraz z reszt? w kierunku Sugarcube Corner.

[z/t]

[Black Arrow]

- Ja ich nawet nie znam, a Sal wygl?da, jakby nie wspomina?a zbyt dobrze swoich krewnych.- Odpowiedzia?a Arientarowi i s?ysz?c klacz, u?miechn??a si?.
- Dzi?ki, ale zawsze p?ac? za siebie.- Za?mia?a si? i sprawdzi?a zawarto?? sakwy. Wi?kszo?c pieni?dzy zostawi?a w domu, ale to co mia?a przy sobie wystarczy?o na jak?? szarlotk?. Ruszy?a wi?c za Sal i Arientarem w stron? cukierni, co jaki? czas rozgl?daj?c si? po okolicy.
[z/t]

[Grinch]

- Pomy?lmy, jednak uk?adanie si? z heroldami pomys?u to dobry pomys? prawda ? Bo przecie? ty te? jeste? na sta?e powi?zana z chaosem. I tego nie zmienisz.
- Masz racj?. Ju? wol? co? znaczy? pod w?adz? chaosu, ni? by? poni?anym pod w?adz? Celestii i Luny.
- I to rozumiem, po?owicznie nasz stary Grinch wróci? do Equestrii.
- Teraz...potrzebuje si? skupi?. Mo?esz nie rozmawia? przez d?u?szy czas.
- Jasne, masz wreszcie spokój.
Klacz rozejrza?a si? po parku, nikogo w nim nie by?o prócz samotnych lamp o?wietlaj?cych drog?. Po obejrzeniu czy nikogo nie ma, klacz po?o?y?a si? na jednej z ?awek i pogr??y?a si? w my?lach. W których te? wyst?powa? pewien tygryf. W ko?cu Br?zowa pegaz bardzo go lubi?a...

[Grinch]

Klacz u?miechn??a si? widz?c, ponownie Talona, w ko?cu tylko on potrafi? tak efektownie pojawi? si? w ka?dym miejscu. Jednak Grinchette jeszcze bardziej ucieszy? poca?unek tygryfi?tka.
- Oczywi?cie, wiem o tym. Nie po to mog? odczuwa? wielki chaos we w?asnych ko?ciach. Jednak?e, co sprowadza najbardziej s?odkiego tygryfa w Equestrii, w miejsce mojego pobytu ? - Zapyta?a nie przerywaj?c kontaktu wzrokowego. Tymczasem nieszcz?sna ciemno?? zacz??a sobie wyrywa? w?osy z g?owy pod postaci? ksi??niczki Celestii. W g?owie jego "nosiciela" móg? przybiera? wygl?d wszystkiego i wszystkich. A powód by? prosty : Br?zowa pegaz znów odbiega od zdrowego rozs?dku. Jednak je?li nad tym d?u?ej si? zastanowi?, to lepiej j? by?o zostawi? w spokoju.
- Wi?c...? - Zapyta?a ponownie tym razem u?miechaj?c si? ciep?o w stron? Talona...

[Grinch]

- Wat The.....
- Zgodz? si? z tob? droga ciemno?ci, ?e jest to dziwne.
- WYPIE*DALAJ Z SWOJEGO MÓZGU.
- Nie krzycz, dobra dobra. Nie denerwuj si?.
Klacz z lekkim zdziwieniem w oczach, patrzy?a si? na tygryfi?tko które zada?o jej przed chwil? pytanie. Ju? mia?a co? powiedzie? w swoim stylu, jednak na czas si? powstrzyma?.
- Oczywi?cie, je?li naprawd? tego chcesz - Powiedzia?a pegaz i zacz??a g?aska? Talona po brzuchu. Bo co w ko?cu mia?a zrobi? ? Zostawi? co? tak s?odkiego ?
- Grinch ! No ja pier*dole, co ci odwala ?!
- Nic szanowna ciemno?cio, o co ci chodzi ?
- Taaak nic, to wyja?nij czemu jako jeden z mniejszo?ci kuców w Equestrii jeste? mi?so?erc? ?
- Ciii to ma si? nie wyda?.
- I si? nie wyda....