przez Angel » 17 lis 2011, o 09:52
Angel u?miechn?? si? tylko i poci?gn?? ?yk z trzymanego w kopytku kieliszka. Przez chwil? zastanawia? si?, od czego zacz??. Wreszcie zdecydowa? si?, otworzy? usta i zacz?? opowiada? histori? swojego ?ycia.
-----
Oto Valor Angel, jednoro?ec-?rebak nie posiadaj?cy kompletnie ?adnych zdolno?ci magicznych. Zaka?a Canterlota?skiej Szko?y Talentu, wiecznie popychany i wykorzystywany. Idzie przez ulice stolicy ze zwieszon? g?ow?, wiedz?c, co go czeka za par? minut. Skr?ca w t? sam? uliczk? co zawsze, i jak na codzie? natrafia na Goldena i jego band?. Angel cz?sto zastanawia? si?, jak oni go znajduj?. Bez wzgl?du na to, któr?dy by poszed?, oni zawsze znajdowali si? na jego drodze. Angel postanowi? wi?c nawet nie próbowa? ich omija?.
- Popatrzcie, jest i nasz ziemniak. Mo?e nam powiesz, po co ci ten róg, co, anio?ku? - Golden, wysoki, silny jednoro?ec o turkusowym umaszczeniu zacz?? swoj? normaln? seri?, wzbudzaj?c ?miechy swoich kumpli. Angel zacisn?? z?by i postanowi? si? nie odzywa?. Nie by?o sensu z nimi walczy? - pomara?czowy kuc jak na jednoro?ca by? wprawdzie nie?le wytrenowany, ale nie mia? najmniejszych szans w starciu z szóstk? pos?uguj?cych si? magi? zbirów. Wiedzia?, ?e wystarczy?o ich zignorowa?, a w ko?cu dadz? sobie spokój.
Tym razem jednak inaczej. Golden widz?c, ?e jego obelgi nie odnosz? ?adnego efektu, postanowi? za?atwi? to w inny sposób. Odwróci? si? i kopn?? obunó? wprost w twarz niebieskow?osego jednoro?ca. Ten odlecia? do ty?u i wpad? w gór? kartonów stoj?cych z boku, jednak szybko wsta?. By? z?y... Nie, by? w?ciek?y. Nie my?l?c nawet ruszy? galopem z pochylon? g?ow? wprost na Goldena. Jeden z cz?onków bandy rzuci? szybko jak?? magiczn? sie?, ale Angel przebie? przez ni?, jakby w ogóle nie istnia?a. Uderzy? wprost w kark pot??nego jednoro?ca, zostawiaj?c krwaw? bruzd? na jego szyi. Wtedy zosta? powalony przez kumpla Goldena. Upad? na ziemie i uderzy? czaszk? wprost w kant kraw??nika. Zanim straci? przytomno??, us?ysza? jeszcze jedno zdanie.
- Zostawcie go... I wynocha! Sam si? z nim policz?.
-----
- Swoj? drog?, te rogaliki s? naprawd? ?wietne. Musisz mi powiedzie?, sk?d je wytrzasn??e? - wygl?da na to, ?e podczas mojej nieobecno?ci Canterlot poprawi?o si? w conajmniej jednej rzeczy.
Angel czu? si? ?wietnie. Uwielbia? mówi?, a ostatnio nie mia? okazji opowiedzie? nikomu ?adnej ciekawej historii... A ju? w szczególno?ci takiej, w której gra? g?ówn? rol?. Za?mia? si? g?o?no i kontynuowa?.
-----
Oto Valor Angel, zmaltretowany, po?amany, jednak wbrew ca?emu ?wiatu wci?? ?ywy. Do szko?y naturalnie nie dotar? - ci??ko by?o mu si? porusza? ze z?aman? nog?. Wyczo?ga? si? jako? na ulic? - Golden i jego paczka ju? dawno sobie poszli. ?rebak le?a? tak przez kilkadziesi?t minut, a mo?e nawet kilka godzin - kto wie, w takich chwilach czas po prostu biegnie w ca?kiem inny sposób. Mog?o go spotka? wiele ró?nych osób - móg? trafi? na jednego z licznych przedstawicieli najni?szej kasty spo?ecznej, który by go ograbi? i odszed?. Móg? trafi? na jednego z licznych snobów zamieszkuj?cych Canterlot. Mia? jednak szcz??cie - zosta? odnaleziony przez par? stra?ników królewskich, b?d?cych na patrolu. Zosta? przez nich b?yskawicznie przeniesiony do szpitala w Canterlot.
I tu zaczyna si? zabawa.
Doktor wszed? do gabinetu i u?miechn?? si? pokrzepiaj?co do Angela.
- Niczym si? nie przejmuj, jeste? do?? mocno poraniony, ale chyba nie masz ?adnych trwa?ych uszkodze?. Zaraz przeprowadzimy kilka bada? i posk?adamy ci? do kupy.
?rebak u?miechn?? si? s?abo w odpowiedzi. Wci?? potwornie bola?a go z?amana noga i liczne si?ce, ale czu? te?, ?e od teraz wszystko si? poprawi. Kiedy st?d wyjdzie, poka?e stra?nikom kto mu to zrobi?, a wtedy...
Angelowi zrzed?a mina. Ojciec Goldena by? jednym z najpot??niejszych czarowników w Equestrii, przewodzi? ca?ym dzia?em w laboratoriach królewskich. Stra?nicy na pewno nie b?d? chcieli zadziera? z kim? takim...
Tymczasem róg lekarza zacz?? lekko l?ni?. Doktor zbli?y? si? do le??cego jednoro?ca i powoli przesun?? g?ow? nad jego cia?em. Przez chwil? si? zastanawia?, po czym podszed? do drzwi i otworzy? je szeroko.
- Siostro, sprowad? mi tu Hoovesa. Mamy tu naprawd? powa?ny problem.
Lekarz wróci? do pokoju i znów u?miechn?? si? do zaniepokojonego ?rebaka.
- Spokojnie ma?y, tu nie chodzi o ciebie. No, przynajmniej nie bezpo?rednio o ciebie. - Westchn??, zdj?? okulary i usiad? ci??ko na krze?le. - Po raz pierwszy spotykam si? z czym? takim... Nie mog? ci? zbada?. Co? odpycha od ciebie wszelkie fale magiczne. ?adne normalne metody leczenia nie dadz? tu ?adnych skutków.
Do pokoju wszed? ciemnoszary kuc o krótkiej, postrz?pionej grzywie koloru srebra. Dooko?a szyi mia? owini?t? niewielk? torebk?. Ku zdumieniu Angela nie by? to jednoro?ec, jak wi?kszo?? lekarzy, ale kuc ziemny. Przybysz odsun?? doktora i spojrza? wprost w czerwony oczy ?rebaka. Si?gn?? do torby i wyj?? z niej paczk? dziwnych tabletek. Wysypa? dwie na kopytko i wsadzi? sobie do ust. Dopiero wtedy si? odezwa?.
- W czym problem?
Lekarz wyja?ni? mu wszystko. Hooves przez chwil? wydawa? si? zastanawia? nad czym?, przygl?daj?c si? le??cemu. Wreszcie rzuci? krótkie wyjd?. Angel z zaskoczeniem stwierdzi?, ?e stary jednoro?ec pos?ucha?.
- Trzymaj si? ma?y. Je?eli moje przypuszczenia s? s?uszne, to nie stanie si? kompletnie nic. A je?eli si? myl?... no có?, przynajmniej b?dziesz mia? okazje poczu? co? nowego.
Po tych s?owach Hooves zacz?? z du?? pr?dko?ci? pociera? róg Valor Angela. ?rebak zastanawia? si? nad sensem takiej terapii - przecie? to noga by?a z?amana, co do tego mia? jego róg? Po kilku minutach zm?czony kuc ziemny przesta? i zapyta?.
- I co, czujesz cokolwiek? Jakie? zmiany, ucisk w g?owie, przyjemno?? rozlewaj?c? si? po ciele?
Jednoro?ec zastanawia? si?, po czym pokr?ci? przecz?co g?ow?.
- I widzisz, ju? mamy prawie kompletny wynik bada?. Powiedz mi jeszcze jedn? rzecz - nie mo?esz korzysta? z zakl??, prawda?
Angel ponownie zaprzeczy?. Szary kuc za?mia? si? g?o?no, usiad? i wyj?? z torby papierosa i zapalniczk?. ?rebak postanowi? chwilowo nie zwraca? mu uwagi, ?e palenie jest tu zabronione - Hooves wyra?nie mia? wzgl?dy u tutejszych lekarzy.
- Ka?dy kucyk, bez wzgl?du na to, kim jest, rodzi si? dog??bnie przesi?kni?ty magi?. U pegazów objawia si? ona u?atwiaj?c im poruszanie si? w powietrzu. Kucyki ziemne wykorzystuj? j? raczej nie?wiadomie - pomaga im w ich specjalnym talencie. Najbardziej obdarzon? grup? s? jednak jednoro?ce - jako jedyni potrafi? kszta?towa? magi?, któr? w sobie trzymaj?. Ale ty - wskaza? na Angela - Ty jeste? inny. Nie masz ?adnej kontroli nad swoj? moc?, wydobycie jej le?y poza twoim zasi?giem. Nie mo?esz by? jednak ca?kowicie jej pozbawiony - ca?a Equestria trzyma si? za pomoc? magii. Kucyk jej pozbawiony zwyczajnie nie mo?e istnie?. I tu wkraczamy do drugiej cz??ci diagnozy. Jestem prawie ca?kowicie pewien, ?e twoja moc dzia?a jak uziemienie - nie jest wprawdzie aktywna, ale niweluje te? ka?dy wp?yw magii na ciebie. Wiesz, je?eli moje przypuszczenia s? s?uszne, mo?esz sta? si? jednym z najpot??niejszych kucyków na ?wiecie. Ale jest tylko jeden sposób, aby si? przekona? - musz? ci? przenie?? do królewskich laboratoriów i odda? w kopyta tamtejszych badaczy. Zgadzasz si??
-----
- Co mog?em odpowiedzie?? Naturalnie, ?e si? zgodzi?em. - Angel obserwowa? powolny ruch s?o?ca ku horyzontowi. Naprawd? mu si? tu podoba?o - mia? wiernego s?uchacza, ciastka i wino. Naprawd? ?a?owa?, ?e ju? musi odej??. Wsta? i odwróci? si? do Shiny’ego.
- Wybacz, ale na mnie ju? czas. Mo?e doko?cz? to innym ra...
Jego wypowied? urwa? g?o?ny grzmot. Angel odwróci? si? do okna - w?a?nie zaczyna?a si? ulewa.
- Ciekawe, jeszcze chwil? temu niebo by?o ca?kiem czyste... No có?, wygl?da na to, ?e nie mam wyj?cia. Musz? ci? ponudzi? przez jeszcze jaki? czas.
Zwali? si? ponownie na puf?, zadowolony z obrotu spraw.
-----
Oto Valor Angel, jeden z najciekawszych przypadków, jaki trafi? si? naukowcom z królewskich laboratoriów. Rozgl?da? si? teraz z zaciekawieniem, ch?on?c dziwy tego miejsca.
W laboratoriach nigdy nie by?o nudno. Tu wiecznie co? by?o nie tak - a to zakl?cia wymyka?u si? spod kontroli, a to kto? wybiega? w p?omieniach zza ró?nych drzwi. Na oczach Angela znik?d pojawi? si? br?zowy kuc z klepsydr? jako znaczkiem, z?apa? jak?? teczk? le??c? na pobliskim biurku i znikn?? z niewielkim b?yskiem.
Nad Angelem pochyli? si? wielki, ca?kowicie czarny jednoro?ec. ?rebak struchla?, rozpoznaj?c go - to by? wielki mistrz magii ognia, pot??ny mag i ojciec Goldena - Karma Slayer.
- Wi?c z tego co mi wiadomo wynika, ?e ten tutaj jest ca?kowicie odporny na magi?, tak? Kto? ju? próbowa? czym? w niego uderzy??
- Uspokój si? Karmy. To jest ?ywy ?rebak, a nie jedna z tych twoich zabaweczek na których testujesz moc swoich p?omieni.
Angel z wysi?kiem odwróci? g?ow?... I wtedy po raz pierwszy zobaczy? Jazza. Szary jednoro?ec o ciemnoszarej grzywie, dok?adne odwrócenie kolorów Hoovesa, który zmy? si? zaraz po przyprowadzeniu rannego jednoro?ca. Jego znaczkiem by?y dwie niebieskie nuty. Akurat wtedy mia? na sobie zielon? koszul? w kratk?.
- Och, ale przecie? jemu si? nic nie stanie. tylko spójrz.
Zanim ktokolwiek zd??y? zareagowa?, z ust Karma Slayera wytrysn??a struga czerwonych p?omieni i owin??a tors ?rebaka. Angel krzykn??, ale raczej z zaskoczenia i przera?enia, ni? z bólu. Slayer przesta? i pokaza? zebranych kompletnie nienaruszonego kucyka.
- Widzicie? Ca?y i zdrowy!
- Idiota! A co je?eli jaka? jego cz??? nie jest ochraniana? Nie wiemy nic o takim rodzaju magii. Mog?e? go usma?y?! - Jazz by? wyra?nie w?ciek?y.
Karma Slayer powoli odwróci? g?ow?.
- Jak mnie w?a?nie nazwa?e??
Szybko dooko?a zrobi?o si? ca?kowicie pusto. Zarówno Slayer, jak i Jazz byli czarodziejami najwy?szego stopnia. Nikt nie chcia? zosta? wpl?tanym w ich pojedynek. Szary jednoro?ec wskaza? na najbli?szego badacza.
- Ty, zabierz st?d Angela. Nie chc?, ?eby co? mu si? sta?o
?rebak poczu?, jak jest podnoszony i wrzucany na czyje? plecy. Chcia? krzykn??, zaprotestowa?, ale g?os uwi?z? mu w gardle. Po paru minutach, kiedy nios?cy go uzna?, ?e s? w bezpiecznej odleg?o?ci, zatrzymali si?. Zacz?li razem ogl?da? co si? dzia?o.
Nikt nie mia? w?tpliwo?ci, kto jest gór? w tym pojedynku. Pomimo, i? pod wzgl?dem mocy s? na równym poziomie, magia ognia jest naturalnie lepiej przystosowana do walki ni? muzyka. Pomimo tego Jazz sta? pewnie, patrz?c przeciwnikowi prosto w oczy.
- Nazwa?em ci? tak, jak na to zas?ugujesz. Nikt, kto tak traktuje inne ?ycie nie zas?uguje na to, aby by? traktowanym na równo z innymi badaczami. - Szary jednoro?ec splun?? pod nogi Slayera.
Ten zaatakowa? z ca?? moc?. Burza ognia, potworna ?ciana zniszczenia, run??a wprost na stoj?cego Jazza. Ten nie cofn?? si?, nie ugi??. Jego róg zal?ni? delikatnie.
Ca?a pot?ga piekielnych p?omieni omin??a z dwóch stron szarego jednoro?ca. Zacz??y okr??a? go dooko?a, tworz?c ognisty wir. Jazz rykn?? wzmocnionym g?osem.
- Pie?? czwarta - kontrola!
Do Angela dopiero teraz dotar?a melodia - cicha, spokojna muzyka, uwodz?ca i delikatna. Czarny jednoro?ec cofn?? si? o krok czuj?c, ?e przegra? pierwsz? rund?. Teraz by? czas na kontratak Jazza.
- Akord skruszenia. - g?os obro?cy Angela by? ledwie s?yszalny w?ród szalej?cych p?omieni, jednak to co nast?pi?o pó?niej na pewno by?o s?yszalne nawet w najdalszych zakamarkach Canterlotu. Pojedynczy, pot??ny d?wi?k, od którego pop?ka?y ?ciany i pod?oga. Wir ognia rozprysn?? si? w powietrzu, a Jazz krzykn??.
- Pie?? dwunasta - odes?anie!
Karma Slayer jakby zosta? uderzony przez wielkie niewidzialne kopyto - wylecia? kilkana?cie metrów w gór?. Jazz po raz ostatni machn?? g?ow?. Slayer zosta? pos?any z ogromn? pr?dko?ci? na przeciwleg?? ?cian?. Uderzy? w ni? z obrzydliwym chrupni?ciem. Jazz natychmiast podbieg? do niego i przy?o?y? kopyto do jego szyi. Odetchn?? z ulg?.
- Prze?yje. Zabierzcie go st?d. - Podszed? do wci?? ukrywaj?cego si? Angela. Ten ze zdziwieniem odkry?, ?e jego “tragarz” zwin?? si? ju? jaki? czas temu. - Wszystko w porz?dku?
-----
- Nie mog?em w to uwierzy?. Jeden z najbardziej utalentowanych czarowników w Equestrii, który przed chwil? stoczy? ?mierciono?ny pojedynek z kim? dorównuj?cym mu moc?, pyta? si? mnie, czy wszystko w porz?dku. Zrobi?em jedyn? rzecz, która wydawa?a mi si? w miar? sensown?. - Angel za?mia? si? g?o?no. - Zemdla?em.
-----
Oto Valor Angel, który nie ma poj?cia, gdzie jest i co si? dzieje. Le?y na jakim? ?ó?ku, s?o?ce pada prosto na jego twarz. ?rebak podniós? si? i spojrza? wprost we fio?kowe oczy obserwuj?cego go szarego jednoro?ca.
- Witamy ponownie w?ród ?ywych. Przepraszam, za kiepskie warunki, ale nie mia?em czasu przygotowa? jakiego? pomieszczenia dla ciebie. Musisz si? na razie pom?czy? w moim ?ó?ku.
Angelowi kompletnie odebra?o mow?. Jazz odda? mu w?asne ?ó?ko? Co tu si? dzia?o? Szary jednoro?ec kontynuowa?, zwracaj?c sie w kierunku okna.
- Valor Angel, przypadek ca?kowitej zmiany dotychczas znanego nam ?wiata magii... A przy tym zwyk?y kuc, taki jak ka?dy. - Jazz odwróci? si? z u?miechem do ?rebaka - Musisz to zrozumie?, je?eli mam kontynuowa?. Ka?dy, dos?ownie ka?dy, bez wzgl?du na to jaki urz?d sprawuje, jak pot??nym jest magiem, gdzie pracuje - jest wci?? kucem, jednym z milionów. Niektórzy my?l?, ?e znacz? wi?cej, ale to bzdura. My wszyscy tworzymy Equestri? tak?, jak? jest po równo - nie ma wi?kszych i mniejszych.
Jazz usiad? sobie na krze?le i wzi?? babeczk? ze stolika. Podsun?? opakowanie Angelowi.
- Chcesz jedn?? S? naprawd? wy?mienite. - Pomara?czowy jednoro?ec pos?usznie wzi?? s?odko?? do kopytka. Jego dobroczy?ca kontynuowa?. - Magia zawarta w twoim ciele jest inna, ni? u kogokolwiek innego. Nie mam poj?cia, co mog?o spowodowa? taki obrót spraw, ale jedno jest pewne - jeste? ca?kowicie odporny na magi?. Co nie zawsze jest wygodne... - Jazz wskaza? na z?aman? nog? Angela. - Jestem jednak pewien, ?e przy odpowiednich ?wiczeniach zdo?asz odzyska? przynajmniej cz??ciow? kontrol? nad swoj? moc?. Jest ona ukryta w tobie jak w ka?dym innym - jednak ty nie mo?esz jej wyzwoli? na zewn?trz. Rozmawia?em ju? z twoimi rodzicami - zgodzili si?, abym przyj?? ci? pod swoje skrzyd?a. Tak wi?c witam w prywatnej szkole Jazza, mój drogi uczniu.
Szary jednoro?ec potarmosi? niebieskie w?osy oszo?omionego ?rebaka. Nagle jakby sobie o czym? przypomnia?, cofn?? si? o krok i wskaza? na bok Angela.
- Spójrz. To si? prawdopodobnie pojawi?o po ataku Karma Slayera, jednak wszyscy byli?my tak zaj?ci, ?e nie zwrócili?my na to najmniejszej uwagi. Gratulacje
Valor Angel spojrza? tam, gdzie wskazywa?o kopyto Jazza - znajdowa? si? tam teraz znaczek, bia?y kucyk otoczony niebieskim polem ochronnym. ?rebak nie móg? ju? d?u?ej si? powstrzymywa?. Otworzy? usta i krzykn??.
-----
TAK! - Angel nagle speszy? si?. Widocznie za bardzo wci?gn?? si? w histori? i da? si? ponie?? emocjom. Ziewn?? pot??nie i u?miechn?? si? przepraszaj?co do gospodarza.
- Przepraszam, ale w tak? pogod? chyba nie dam rady wróci? do domu. Móg?by? mo?e u?yczy? mi pokoju na jedn? noc? By?bym dozgonnie wdzi?czny.