przez Casimir » 24 wrz 2012, o 15:32
Casimir znudzony już inwektywami pod jego agresem, zaczął z lekka przysypiać, gdy usłyszał wstrząs, wyrywający go z letargu. Wciąż pół przytomny, raczej automatycznie, niż świadomie, dał nura w kierunku Wallsinghama, łapiąc go za nieprzegniłą część marynarki i układając na swym grzbiecie. - Trzymaj się grzywy, tylko nie uszkodź kokardek! - zawołał, po czym ruszył w kierunku wyjścia, natykając się na swojej drodze na zombie, które bezpardonowo potraktował kopniakiem w klatkę piersiową. Może nie jest zbyt silny, minimalnie ponad jednorożcową średnią, ale powinien był dać sobie z tym radę, w końcu kopyto to nie przelewki... Spróbował odepchnać tym sposobem nieumarłą lamę, by dostać się do wyjścia z tej przerażającej filiżanki.
- Tyle złomu się zmarnuje... - powiedział tylko Trzeci, którego głos rozległ się dookoła, mimo że Casimir nie otworzył ust.
- Zamknij się, nie rozumiesz mnie, nic nie orzumiesz! - zarzucił mu Drugi, głosem pełnym cierpienia, depresyjnym mamrotaniem, jak to miałw zwyczaju.
- Czy mozecie się uspokoić? Jak Casimir nas stąd nie wydostanie, to wszyscy zginiemy a wy mu tylko przeszkadzacie - skarcił ich Czwarty.
Pominąwszy tą osobliwą dyskusję, Casimir, ile tylko miał sił w nogach, popędził, zaszarżował wręcz ku jedynemu sensownemu wyjściu, którym wydałą mu isę być szafa pilnowana przez zzombifikowanego Carla. Modlił się tylko do Eris, by jego szeroki kapelusz i płaszcz wystarczyły za ochronę przed tą obrzydliwą substancją. Wtedy przypomniał sobie o Wallsinghamie... - Właź do torby, jeżeli Ci życie miłe! Na Eris, czemu zawsze ja?! - zaklął tylko, dopadając drzwi domniamanego wybawienia...
Casimir znudzony już inwektywami pod jego agresem, zaczął z lekka przysypiać, gdy usłyszał wstrząs, wyrywający go z letargu. Wciąż pół przytomny, raczej automatycznie, niż świadomie, dał nura w kierunku Wallsinghama, łapiąc go za nieprzegniłą część marynarki i układając na swym grzbiecie. - [b]Trzymaj się grzywy, tylko nie uszkodź kokardek![/b] - zawołał, po czym ruszył w kierunku wyjścia, natykając się na swojej drodze na zombie, które bezpardonowo potraktował kopniakiem w klatkę piersiową. Może nie jest zbyt silny, minimalnie ponad jednorożcową średnią, ale powinien był dać sobie z tym radę, w końcu kopyto to nie przelewki... Spróbował odepchnać tym sposobem nieumarłą lamę, by dostać się do wyjścia z tej przerażającej filiżanki.
- [i]Tyle złomu się zmarnuje...[/i] - powiedział tylko Trzeci, którego głos rozległ się dookoła, mimo że Casimir nie otworzył ust.
- [i][b]Zamknij się, nie rozumiesz mnie, nic nie orzumiesz![/b][/i] - zarzucił mu Drugi, głosem pełnym cierpienia, depresyjnym mamrotaniem, jak to miałw zwyczaju.
- Czy mozecie się uspokoić? Jak Casimir nas stąd nie wydostanie, to wszyscy zginiemy a wy mu tylko przeszkadzacie - skarcił ich Czwarty.
Pominąwszy tą osobliwą dyskusję, Casimir, ile tylko miał sił w nogach, popędził, zaszarżował wręcz ku jedynemu sensownemu wyjściu, którym wydałą mu isę być szafa pilnowana przez zzombifikowanego Carla. Modlił się tylko do Eris, by jego szeroki kapelusz i płaszcz wystarczyły za ochronę przed tą obrzydliwą substancją. Wtedy przypomniał sobie o Wallsinghamie... - [b]Właź do torby, jeżeli Ci życie miłe! Na Eris, czemu zawsze ja?![/b] - zaklął tylko, dopadając drzwi domniamanego wybawienia...