Nieduża jaskinia niedaleko Appleloosy. Wąskie wejście zapewnia bezpieczeństwo przed dzikimi zwierzętami, a otwór w stropie idealnie nadaje się do odprowadzania dymu z ogniska.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Żuraw rozpalił ognisko i zaczął piec złowione ryby. Droga na zachód okazała się o wiele trudniejsza niż myślał, na szczęście po drodze udało mu się zarobić parę złotych monet. Zastanawiał się gdzie tym razem się zatrzyma.
-
Tym razem też będziesz szukał noclegu i mieszkania na ?włamywacza?? - zapytała Hiril.
-
Czego ty ode mnie chcesz? - odpowiedział lekko zirytowany Heneor. -
Dwa razy tak wszedłem żeby jedna noc przekimać, nie udało się i zostałem na trochę dłużej, zdarza się.-
Dwa razy? A w tedy w? -
To był wypadek. - Przerwał Hiril. -
Budynek wyglądał na opuszczony. -
Ta, akurat.-
Cichaj upierdliwa istoto.
Ryby były gotowe. Odczekał chwilę aż jedzenie trochę ostygnie, napawając się przy okazji jego cudnym zapachem. Kiedy uznał, że jedzenie wystarczająco ostygło zaczął powoli jeść..
- Te trzy rybki nie starcza na długo, ale przy odrobinie szczecią jutro będę poza tą pustynią.
- My. - poprawiła go Hiril. - My będziemy.
- Ech? - westchnął - niech ci będzie.
Skończył ostatnią rybę, ości wrzucił do ogniska i zaczął układać się do snu. Nie bał się, że zostanie zaatakowany przez jakieś dzikie zwierzęta, bo wątpił żeby przecisnęły się przez wejście do jaskini, w które on się ledwo zmieścił, a jest dość szczupły.
-
Do zobaczenia - powiedziała szeptem Hiril.
-
Ta, branoc. - odpowiedział.
***
Obudził się na ścieżce, był środek dnia. Hiril leżała przy nim.
- Ruszamy? - zapytała.
- Tak - odpowiedział na wpół przytomnym głosem. - Daj mi chwilę.
Powoli układał sobie w głowie wszystkie informacje, popatrzył w stronę gór, tym razem wydawały sił był dalej niz na początku.
- Dobra, pora ruszać. - Wstał i wsadził Hiril do torby.
- Jak daleko jeszcze twoim zdaniem? - zapytała.
- Nie wiem, ciężko powiedzieć.
Nagle przed nimi pojawił się dziwny kot, który co chwila znikał i pojawiał się w innym miejscu. Żuraw znał tego dziwaka, to Roeneh, wiedział też, że to nie jest jego prawdziwa postać.
- Witaj Heneorze. - Przywitał się po czym zniknął. - A może wolisz żeby zwracano się do ciebie bardziej oficjalnie? - Kontynuował znikając co chwilę. - Ciebie też witam Hiril. - Mówiąc to uśmiechnął się szeroko odsłaniając szereg białych zębów.
- Czego chcesz ? - zapyta? Heneor.
- Wieczni marzyciele to w większości szaleńcy więc moja obecność nie powinna cię dziwić. - odpowiedział. - A wracając do twojego pytania, przyszedłem się z tobą spotkać.
- Odejdź! On cię nie potrzebuje. - powiedziała stanowczo Hiril, której łepek wystawał z torby.
- Moja mała głupiutka Hiril. Wielu tak uważało, a dziś albo nie żyją, albo są wrakami psychicznymi.
- Ale nie wszyscy.
- Ach, mówisz o tych którzy umarli za marzenia swoje i innych. - Kot machnął łapą. - To byli głupcy do kwadratu. Chciałem dać im chociaż na chwilę poczuć się jak Bóg, ale oni woleli podążać ścieżka ich własnych pustych i zapomnianych zasad.
- Nie są ani puste, ani zapomniane. - powiedział zuraw zaciskając pięści.
Hiril przyglądała się tylko tej rozmowie, nie wiedziała co ma powiedzie?.
- Ależ są. - Roeneh przestał znikać i obrał sobie gałąź pobliskiego drzewa za stały punkt. - Tylko wydają się wyglądać i brzmieć inaczej niż w rzeczywistości.
Heneor zauważył, że słońce jest już w połowie drogi za horyzont. Ruszył pomału przed siebie mając nadzieje, że upierdliwa postać zaraz zniknie.
- A niby twoje szaleństwo jest lepsze? - zapytał.
- Owszem - odpowiedział z uśmiechem kot. - Wielu potwierdziło to wybierając je zamiast twoich zasad i ideałów.
Heneor się nie odzywał.
- Dobrze, rozumiem. Już znikam. - Roeneh zaczął robić się coraz bardzie przeźroczysty, aż w końcu zniknął całkowicie.
Żuraw przez długi czas szedł w milczeniu, Hiril robiła jakieś sztuczki żeby go pocieszyć, ale nie przynosiło to rezultatów.
- Wszystko porządku? - zapytała.
- Ta, chyba.
W głosie żurawia było czuć wyraźnie smutek. Hiril schowała się w torbie, nie miała pojęcia jak mogła go pocieszyć, Heneor też nie chciał w takim nastroju rozmawiać, wiedział, że nie służy to najlepiej jego rozmówcy. Niespodziewanie pojawił się przed nimi szałas, a zza niego wyleciał zeszyt:
Tutaj kończy się dzisiejsza podróż.
PS Przemyśl dzisiejszą rozmowę. Jesteś pewien swojego wyboru?
Chciał iść dalej, ale czul, że i tak został by wybudzony, wolał żeby nastąpiło to w łagodny sposób. Wczołgał się do namiotu i ułożył się wygodnie na przygotowanym posłaniu.
***
Przez dziurę w stropie widać było niebo o świcie. Żuraw rozbudzał się powoli gapiąc się jak słońce powoli wyłania się zza horyzontu. Patrząc na to codzienne zjawisko przypomniał sobie kilka pięknych wspomnień. On, brat i kilku znajomych, albo tylko on sam, ale zawsze występował w tych wspomnieniach zachód i wschód słońca. On zawsze starał się lecieć na zachód, w przeciwnym kierunku do ?jego miejsca?. Nie wiedział dlaczego tak robi, ale czuł, że robi dobrze.
Słońce w całej swojej okazałości widniało już na niebie. Heneor wstał i zaczął zasypywać ognisko piachem, wziął swoja torbę i wyruszył w dalszą drogę.
[zt]
Nieduża jaskinia niedaleko Appleloosy. Wąskie wejście zapewnia bezpieczeństwo przed dzikimi zwierzętami, a otwór w stropie idealnie nadaje się do odprowadzania dymu z ogniska.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Żuraw rozpalił ognisko i zaczął piec złowione ryby. Droga na zachód okazała się o wiele trudniejsza niż myślał, na szczęście po drodze udało mu się zarobić parę złotych monet. Zastanawiał się gdzie tym razem się zatrzyma.
- [i]Tym razem też będziesz szukał noclegu i mieszkania na ?włamywacza??[/i] - zapytała Hiril.
- [i]Czego ty ode mnie chcesz?[/i] - odpowiedział lekko zirytowany Heneor. -[i] Dwa razy tak wszedłem żeby jedna noc przekimać, nie udało się i zostałem na trochę dłużej, zdarza się.[/i]
- [i]Dwa razy? A w tedy w? [/i]
- [i]To był wypadek.[/i] - Przerwał Hiril. - [i]Budynek wyglądał na opuszczony. [/i]
- [i]Ta, akurat.[/i]
- [i]Cichaj upierdliwa istoto[/i].
Ryby były gotowe. Odczekał chwilę aż jedzenie trochę ostygnie, napawając się przy okazji jego cudnym zapachem. Kiedy uznał, że jedzenie wystarczająco ostygło zaczął powoli jeść..
- Te trzy rybki nie starcza na długo, ale przy odrobinie szczecią jutro będę poza tą pustynią.
- My. - poprawiła go Hiril. - My będziemy.
- Ech? - westchnął - niech ci będzie.
Skończył ostatnią rybę, ości wrzucił do ogniska i zaczął układać się do snu. Nie bał się, że zostanie zaatakowany przez jakieś dzikie zwierzęta, bo wątpił żeby przecisnęły się przez wejście do jaskini, w które on się ledwo zmieścił, a jest dość szczupły.
- [i]Do zobaczenia[/i] - powiedziała szeptem Hiril.
- [i]Ta, branoc.[/i] - odpowiedział.
***
Obudził się na ścieżce, był środek dnia. Hiril leżała przy nim.
- Ruszamy? - zapytała.
- Tak - odpowiedział na wpół przytomnym głosem. - Daj mi chwilę.
Powoli układał sobie w głowie wszystkie informacje, popatrzył w stronę gór, tym razem wydawały sił był dalej niz na początku.
- Dobra, pora ruszać. - Wstał i wsadził Hiril do torby.
- Jak daleko jeszcze twoim zdaniem? - zapytała.
- Nie wiem, ciężko powiedzieć.
Nagle przed nimi pojawił się dziwny kot, który co chwila znikał i pojawiał się w innym miejscu. Żuraw znał tego dziwaka, to Roeneh, wiedział też, że to nie jest jego prawdziwa postać.
- Witaj Heneorze. - Przywitał się po czym zniknął. - A może wolisz żeby zwracano się do ciebie bardziej oficjalnie? - Kontynuował znikając co chwilę. - Ciebie też witam Hiril. - Mówiąc to uśmiechnął się szeroko odsłaniając szereg białych zębów.
- Czego chcesz ? - zapyta? Heneor.
- Wieczni marzyciele to w większości szaleńcy więc moja obecność nie powinna cię dziwić. - odpowiedział. - A wracając do twojego pytania, przyszedłem się z tobą spotkać.
- Odejdź! On cię nie potrzebuje. - powiedziała stanowczo Hiril, której łepek wystawał z torby.
- Moja mała głupiutka Hiril. Wielu tak uważało, a dziś albo nie żyją, albo są wrakami psychicznymi.
- Ale nie wszyscy.
- Ach, mówisz o tych którzy umarli za marzenia swoje i innych. - Kot machnął łapą. - To byli głupcy do kwadratu. Chciałem dać im chociaż na chwilę poczuć się jak Bóg, ale oni woleli podążać ścieżka ich własnych pustych i zapomnianych zasad.
- Nie są ani puste, ani zapomniane. - powiedział zuraw zaciskając pięści.
Hiril przyglądała się tylko tej rozmowie, nie wiedziała co ma powiedzie?.
- Ależ są. - Roeneh przestał znikać i obrał sobie gałąź pobliskiego drzewa za stały punkt. - Tylko wydają się wyglądać i brzmieć inaczej niż w rzeczywistości.
Heneor zauważył, że słońce jest już w połowie drogi za horyzont. Ruszył pomału przed siebie mając nadzieje, że upierdliwa postać zaraz zniknie.
- A niby twoje szaleństwo jest lepsze? - zapytał.
- Owszem - odpowiedział z uśmiechem kot. - Wielu potwierdziło to wybierając je zamiast twoich zasad i ideałów.
Heneor się nie odzywał.
- Dobrze, rozumiem. Już znikam. - Roeneh zaczął robić się coraz bardzie przeźroczysty, aż w końcu zniknął całkowicie.
Żuraw przez długi czas szedł w milczeniu, Hiril robiła jakieś sztuczki żeby go pocieszyć, ale nie przynosiło to rezultatów.
- Wszystko porządku? - zapytała.
- Ta, chyba.
W głosie żurawia było czuć wyraźnie smutek. Hiril schowała się w torbie, nie miała pojęcia jak mogła go pocieszyć, Heneor też nie chciał w takim nastroju rozmawiać, wiedział, że nie służy to najlepiej jego rozmówcy. Niespodziewanie pojawił się przed nimi szałas, a zza niego wyleciał zeszyt:
[quote]Tutaj kończy się dzisiejsza podróż.
PS Przemyśl dzisiejszą rozmowę. Jesteś pewien swojego wyboru?[/quote]
Chciał iść dalej, ale czul, że i tak został by wybudzony, wolał żeby nastąpiło to w łagodny sposób. Wczołgał się do namiotu i ułożył się wygodnie na przygotowanym posłaniu.
***
Przez dziurę w stropie widać było niebo o świcie. Żuraw rozbudzał się powoli gapiąc się jak słońce powoli wyłania się zza horyzontu. Patrząc na to codzienne zjawisko przypomniał sobie kilka pięknych wspomnień. On, brat i kilku znajomych, albo tylko on sam, ale zawsze występował w tych wspomnieniach zachód i wschód słońca. On zawsze starał się lecieć na zachód, w przeciwnym kierunku do ?jego miejsca?. Nie wiedział dlaczego tak robi, ale czuł, że robi dobrze.
Słońce w całej swojej okazałości widniało już na niebie. Heneor wstał i zaczął zasypywać ognisko piachem, wziął swoja torbę i wyruszył w dalszą drogę.
[zt]